O swoim życiu mogłabym napisać książkę. Serio. Jestem pewna, że odpowiednio zredagowana, miałaby szansę stać się bestsellerem. Miałam kiedyś nawet wizję, że moje pomysły i wszystko to, co do tej pory przeszłam, mogłyby bawić ludzi. Napisane właściwymi słowami, miałyby szansę zyskać popularność - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Bynajmniej, nie dlatego, że mam się czym chwalić. Raczej dlatego, że o tym, jak naprawdę wygląda mój świat, nie wie prawie nikt. Od małego wpajano mi schematy, które kształtowały moją dojrzałość. Dziś, mając dwadzieścia parę lat, wybieram je sama. Jestem wdzięczna rodzicom za wszystko, co mogło pomóc przyjąć nawyki, które zmieniły moje, dorosłe już życie.
Pierwszym z nich, jest umiejętność cieszenia się z błahostek. Możecie mi wierzyć - nie znam drugiej osoby, która popłakałaby się ze szczęścia, bo dostała w prezencie paczkę makaronu. To długa historia, ale jedna z wielu, która uświadomiła mi, że ja naprawdę nie potrzebuję cudów, żeby uśmiechać się i cieszyć. Mój mężczyzna ma to szczęście, że nie musi skakać nade mną, żeby sprawić mi przyjemność. W tej kwestii akurat jestem mało wymagająca.
O wiele bardziej surowym okiem, zerkam na kulturalność ludzi. To kolejny nawyk, który zmienił moje życie. Dzięki niemu, żyję wśród osób, dla których uprzejmość i ogłada towarzyska nie są obce; mniej się denerwuję. Nie lubię ludzi, którzy nie znają umiaru w przeklinaniu. Nie zwracam uwagi na mężczyzn, którzy nie umieją otworzyć kobiecie drzwi, odsunąć krzesła, podać płaszcza. Jestem uczulona na palaczy, którzy nie spytają, zanim zapalą przy mnie.
Trzecim nawykiem, dużo mniej istotnym od poprzednich, jest odkładanie biżuterii do odpowiedniego schowka. Mam sroczą naturę. Uwielbiam świecidełka. Noszę tylko te wykonane lub ozdobione metalami szlachetnymi. Biorąc pod uwagę swoje roztargnienie, nieostrożność i cenę biżuterii, musiałam zmienić swoje przyzwyczajenia. Odkładanie złotych kolczyków na półkę, ewentualnie zamknięty laptop zawsze kończyło się tak samo - niedobra półka schowała przede mną jeden z nich albo po prostu zniszczyła do tego stopnia, że nie dało się ich nosić. Rok temu dostałam w prezencie małą, fioletową szkatułkę. Dzięki, bracie!
Czwarty, najzdrowszy nawyk, który odmienił moje życie, to systematyczne picie wody. Pamiętacie wpis o wodnym wyzwaniu? Od tamtej pory sięgam po wodę regularnie. Piję ją bardzo często. Nie jest ona jedynym napojem, którego dostarczam organizmowi w ciągu dnia, ale bez wątpienia piję jej najwięcej. Chyba nie muszę mówić, jak wiele zmieniło w moim życiu regularne picie wody? ;)
Czwarty, najzdrowszy nawyk, który odmienił moje życie, to systematyczne picie wody. Pamiętacie wpis o wodnym wyzwaniu? Od tamtej pory sięgam po wodę regularnie. Piję ją bardzo często. Nie jest ona jedynym napojem, którego dostarczam organizmowi w ciągu dnia, ale bez wątpienia piję jej najwięcej. Chyba nie muszę mówić, jak wiele zmieniło w moim życiu regularne picie wody? ;)
Ostatnim, piątym nawykiem, jest czytanie książek. Uwielbiam to robić, gdy sama wybieram tytuł i reguluję czas, w którym przeczytam konkretną pozycję. Książki wzbogaciły moje słownictwo, poszerzyły i tak bujną wyobraźnię, ale przede wszystkim, dzięki nim poznałam nowy wymiar relaksowania się. Święty spokój, to zapach kawy, książki, i świadomość, że nie muszę nic robić.
Chętnie poznam Wasze nawyki. Są wśród nich jakieś, które zmieniły Wasze życie?
0 komentarze:
Prześlij komentarz