Jak Ola słusznie kiedyś zauważyła: 30 szminka, to wciąż niezbędna szminka. Ja przestałam już liczyć, która to już z kolei w mojej kolekcji. Zresztą, to tak naprawdę nieistotne. Do pomadek i innych produktów do ust mam słabość od zawsze. Sama nie wiem dlaczego upodobałam sobie akurat te kosmetyki. Lubię mieć ich dużo, żeby mieć w czym wybierać. Ostatnio uwzięłam się na ciemne, głębokie odcienie, ale pomyślałam: "zbliża się wiosna, może warto postawić na coś lżejszego". Postawiłam.
Kupiłam polecaną przez KatOsu pomadkę Kobo Orange Surprise. To pierwszy taki kolor wśród pomadek, które mam. Jest nietypowy - daleko mu do rażącej pomarańczy, ale koralem też bym go nie nazwała. Ma w sobie coś, co mi się podoba i coś, co denerwuje. Na razie nie umiem stwierdzić czy lubię go na swoich ustach. Mam nadzieję, że mi pomożecie.
Jej konsystencja jest dość tępa. Trudno powiedzieć, że to delikatna i nawilżająca pomadka. Na razie nie zauważyłam, by podkreślała suche skórki czy przesuszała te, które jeszcze takie nie są. Mam wrażenie, choć być może mylne, że moje usta wyglądają w nich staro. Niby mam ciepły odcień cery, ale czy ta pomadka aby na pewno do niej pasuje? Chyba jednak wolę swoje usta w innych tonacjach. Pomadki All Out Gorgeous z MAC do tej pory nie pobiła jeszcze żadna.
Trwałość tej z KOBO nie jest zła. Kilka godzin na ustach to naprawdę dobry wynik, podczas gdy pije się i je jednocześnie. Wiem, że nawet jeśli teraz moje usta nie wyglądają w niej dobrze, to latem będą. Mam wrażenie, że Orange Surprise to idealny kolor do opalonej skóry. :) A co Wy o nim sądzicie?
0 komentarze:
Prześlij komentarz