Luty rozpoczął się kiepsko. Spadek formy, brak motywacji i niezbyt dobry humor towarzyszyły mi niemalże dwa pierwsze tygodnie tego krótkiego miesiąca. Po nich nastąpił mały przełom, a ja w końcu nabrałam sił i chęci do pracy. Postawiłam sobie kilka celów, w których trwam do tej pory i dorzuciłam do nich kilka innych, które mam zamiar zrealizować do końca czerwca. Być może za jakiś czas Wam o nich napiszę.
Część lutego spędziłam w Gdańsku - to już nie powinno nikogo dziwić. Gdańsk, na tę chwilę, jest moim drugim domem i wszystko wskazuje na to, że niebawem stanie się nim na zawsze. Swoją drogą, nie sądziłam, że szukanie czterech kątów to tak trudne zadanie. Macie z tym jakieś doświadczenia? My z M. prędzej osiwiejemy, niż znajdziemy coś sensownego za rozsądne pieniądze.
Sytuacje, które wynikły pod koniec ubiegłego miesiąca upewniły mnie też w przekonaniu, że uwielbiam swoją rodzinę. Tę obecną i przyszłą. Tak naprawdę, ich towarzystwo w zupełności mi wystarcza, a świadomość, że mam w nich oparcie, jest naprawdę budująca. Gdzieś w toku wszystkich prywatnych spraw, stresów i innych nieprzyjemnych chwil, okazało się również, że jestem niebywale szczęśliwą kobietą. Kocham swoje brązowookie życie, choć ma tylko metr dziewięćdziesiąt i czasem trudno mi je zrozumieć.
Sytuacje, które wynikły pod koniec ubiegłego miesiąca upewniły mnie też w przekonaniu, że uwielbiam swoją rodzinę. Tę obecną i przyszłą. Tak naprawdę, ich towarzystwo w zupełności mi wystarcza, a świadomość, że mam w nich oparcie, jest naprawdę budująca. Gdzieś w toku wszystkich prywatnych spraw, stresów i innych nieprzyjemnych chwil, okazało się również, że jestem niebywale szczęśliwą kobietą. Kocham swoje brązowookie życie, choć ma tylko metr dziewięćdziesiąt i czasem trudno mi je zrozumieć.
Marzec zapowiada się pracowicie. Czy tylko u mnie? Dajcie znać co u Was, stęskniłam się przez te kilka dni. ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz