O czym ostatnio najgłośniej w blogosferze? Mam wrażenie, że o masce do włosów Fibralogy Ekspansja Gęstości od L'Oreal. Taki mały kosmetyk, a tyle szumu. Nic dziwnego, jest naprawdę świetny. Warto o nim czytać, warto robić szum, a najlepiej - dopisać do listy zakupów i po prostu sprawdzić, co w nim takiego fajnego. A tego dużo. Zdziwieni? Ja bardzo, bo nie pamiętam kiedy ostatni raz chwaliłam maskę do włosów, której cena byłaby tak przystępna. Zresztą, nie pamiętam kiedy ostatni raz chwaliłam jakąkolwiek maskę do włosów... (?)
Tę maskę trzeba chwalić. Przede wszystkim dlatego, że działa cuda. Producent ostrzegał, że w słoiku zamknięto skoncentrowane aktywne serum pogrubiające strukturę włosa. Przekonywał, że ma ono intensywnie odżywiać włókna włosów, pielęgnować ich końce i nadawać miękkość. Włosy miały zostać cudownie pogrubione, a przy tym chronione przed różnymi uszkodzeniami powodowanymi suszeniem i stylizacją. I wiecie co? Nie żartował. Może trochę go poniosło, gdy pisał, że maska pogrubi nasze włosy, ale cała reszta się zgadza. Serio. Po raz kolejny zostałam mile zaskoczona. Maska wygląda jak malinowy kleik, papka dla dzieci. Pachnie obłędnie. Niby owocowo, ale mój nos wyczuwa także inne nuty. Zapach jest na tyle intensywny, że pozostaje na włosach bardzo długo. Mnie to odpowiada, bo poza tym, że dbam o wygląd swojej czupryny, lubię też, gdy pachnie świeżością. Maska do włosów L'Oreal Fibralogy dba o moje włosy z każdej strony. Dyscyplinuje niesforne końce, wygładza włosy na całej długości i, co szalenie ważne w moim przypadku, nie obciąża ich. Nie powiem Wam czy jakoś szczególnie wpływa na szybkość przetłuszczania się skóry głowy oraz włosów, bo myję je codziennie, w związku z czym, nie zdążyłam odnotować tego typu uwag.
Jeżeli czytacie mojego bloga trochę dłużej niż miesiąc, to wiecie w jakim stanie są moje włosy. Mój luby przekonuje mnie, że są wspaniałe (taaa...). Określa je mianem "aksamitnych" i twierdzi, że wymyślam, gdy próbuję zwrócić uwagę, że są zbyt gładkie, zbyt cienkie, zbyt lejące, zbyt kruche. Kochany jest, wiem. Wiem też, że ja wcale nie wymyślam i nie marudzę, by zwrócić na siebie uwagę. Moje włosy naprawdę wyglądają jak stara, poturbowana szczotka. Zresztą, coraz częściej boję się nazywać włosami to, co mam na głowie. Mam wrażenie, że jest ich coraz mniej i niebawem, zamiast bujnej czupryny, zobaczę w lustrze sam meszek. Tfu! W każdym razie, będę walczyć. I mam ogromną nadzieję, że maska Fibralogy mi w tym pomoże. Czuję, że będzie dobrze, bo od jakiegoś czasu dla uzyskania jeszcze lepszych rezultatów, dodaję do maski specjalnego aktywatora również z serii Fibralogy. O nim przeczytacie w odrębnym poście już wkrótce!
Przyznaję bez bicia, że oba produkty otrzymałam od producenta do testów. Wybrałam je, bo ciekawość okazała się większa niż rozsądek i wszędobylska racjonalność, której czasem nie mogę się pozbyć. Nie macie pojęcia jak się cieszę! Gdyby nie to, prawdopodobnie nie poznałabym ani maski, ani aktywatora. W drogerii, gdy na półce stoi mnóstwo innych, podobnych kosmetyków, często nie zwracam uwagi na to, co powinnam. Chyba czas zmienić swoje nastawienie. :) Jak myślicie? Znacie tę maskę? Zachęciłam Was?
0 komentarze:
Prześlij komentarz