Maska Fibralogy Ekspansja gęstości zdobyła uznanie wielu z Was. Pisaliście mi w mailach, że polubiliście tę owocową rozkosz dla włosów i wyraziliście ciekawość aktywatorem. Co to takiego? Ano taki niewielki dodatek, którego miesza się z (wyżej wspomnianą) maską lub odżywką. Ma podwoić działanie jednego z tych dwóch produktów i sprawić, że jego właściwości będą się nam śnić po nocach. Tylko w tych pozytywnych snach, rzecz jasna!

Szczerze? Nie miałam pojęcia, że takie coś w ogóle istnieje. Biorąc pod uwagę, że jestem typem niedowiarka, pewnie machnęłabym ręką i przeszła obok, gdybym zobaczyła tego dziwoląga w drogerii. Nie potrafię przekonać się do tego typu kosmetyków. Okej, niech sobie są, ale ja nie czuję do nich żadnego pociągu. Z tym było trochę inaczej. Wybrałam go sobie sama i chciałam, aby w połączeniu z maską, zdziałał cuda. Uwierzyłam, że skoro ta była tak dobra, to aktywator też może być. I w zasadzie, nie zawiodłam się. Może efekty nie są tak spektakularne, jak myślałam, że będą, ale są! O ile sobie nie wmawiam (a tak też może być), to aktywator jest zastrzykiem, który w połączeniu z innym produktem odżywiającym, powoduje, że moje włosy są jeszcze bardziej uniesione i wyglądają na jeszcze gęstsze niż po użyciu samej maski. Nie wiem czy nie jest to tylko złudzenie optyczne, bo nie liczę swoich włosów i nie mierzę ich grubości (wybaczcie), ale nawet jeśli, to efekt bardzo mi się podoba.
Lubię widzieć, że moja czupryna jest zdyscyplinowana. Lubię, gdy dobrze i bezproblemowo się układa. To niestety rzadko spotykany przywilej. Od czasu, gdy używam obu produktów z serii Fibralogy jest mi zdecydowanie łatwiej doprowadzić ją do porządku. Nic się nie puszy, nie łamie, nie jest oklapnięte, końcówki wyglądają lepiej. Skalp nie swędzi, nie jest przesuszony. Ot, Agata zadowolona. Aktywator pozwolił mi zabawić się w małego chemika. Tu trochę doleję, wymieszam, ewentualnie dodam jeszcze kapkę, potem naniosę na włosy, i tak dalej, a przy okazji upaćkam się po łokcie, bo ten mały, odrobinę niepozorny produkt, to straszna fleja. Nie znam drugiego produktu, którego używanie byłoby dla mnie tak uciążliwe, kłopotliwe i irytujące. Z racji, że zapakowano go w niewielką plastikową tubkę z odkręcanym korkiem i długim, bardzo wąskim dzióbkiem, trzeba naprawdę dobrze zastanowić się, jak, gdzie i ile tego produktu zamierzamy dolać do maski. Jego konsystencja jest bardzo lejąca. Łatwo z nim przesadzić, łatwo wycisnąć za dużo i oblepić sobie ręce. Generalnie, najlepiej zmieszać go z maską jeszcze przed myciem włosów (oba produkty pachną identycznie). Wtedy będziecie mieć pewność, że korek odkręcicie rękoma, a nie zębami...
Trudno oczekiwać, że jakiekolwiek kosmetyki do włosów - nawet tak dobre, jak te z serii Fibralogy - spowodują, że nagle nasze włosy zaczną rosnąć wzdłuż i wszerz, jak szalone. Bądźmy rozsądni. Jeżeli jednak lubicie sztucznie powiększoną objętość włosów i/lub macie ochotę przekonać się na własnej skórze (i głowie...) czy to efekt placebo, czy też nie, to koniecznie dajcie znać! Sama jestem ciekawa czy znajdzie się wśród Was ktoś, kto spróbował lub spróbuje tego duetu. Zastanawia mnie też czy aktywator zdobędzie tak wielką popularność jak maska. Co sądzicie? Zapraszam do dyskusji. :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz