poniedziałek, stycznia 13, 2014

GARNIER, REGENERUJĄCE MLECZKO DO CIAŁA

Niegdyś, pomimo ogromnego zainteresowania sferą kosmetyczną, nie posiadałam wielu produktów do pielęgnacji czy makijażu. Moja kolekcja ograniczała się do balsamu, jakiegoś tuszu do rzęs, czarnej kredki (o zgrozo!) i kilku pomadek. Gdy polubiłam się z jakimś konkretnym produktem, wracałam do niego zawsze, gdy sięgnął dna. Jednym z takich topowych kosmetyków, było intensywnie regenerujące mleczko do ciała od Garniera. Uwielbiałam jego zapach, konsystencję i właściwości zmiękczające, nawilżające. Nie pamiętam dlaczego zrezygnowałam z niego na rzecz innych balsamów. Prawdopodobnie wszystkiemu winna była moja ciekawość. Kupowałam i próbowałam nowych produktów, a o tym zupełnie zapomniałam. Przestałam zerkać na niego w drogeriach i, po prostu - zastąpiłam innym. Niedawno, zupełnie przypadkiem wpadł w moje ręce ponownie. Producent przekazał mi go do testów, a ja byłam pewna, że "mleczko", to pewnie jakiś nowy kosmetyk do demakijażu (głupia). Ucieszyłam się, że nie miałam racji. Pomyślałam, że to dobry moment, by sprawdzić czy z biegiem lat zmieniło się moje zdanie na temat tego produktu.


Jakby nie patrzeć - przez ten czas moja skóra też się zmieniła, zaczęła być bardziej wymagająca. Od wielu kosmetyków kolorowych oczekuje czegoś zupełnie innego, niż kilka lat temu. To samo dotyczy balsamów i innych produktów pielęgnacyjnych. Ku mojemu zdziwieniu, regenerujące mleczko do ciała od Garniera jest dla mojej skóry idealne. Nadal rewelacyjnie ją odżywia, zmiękcza i nawilża. Intensywnie i bardzo szybko regeneruje te partie ciała, których skóra jest szorstka i spierzchnięta. Błyskawicznie się wchłania, nie pozostawiając na skórze tłustej, lepkiej powłoki. I działa, naprawdę działa. Tak, jak obiecuje producent: to nie tylko balsam, ale także opatrunek w mleczku. Delikatny dla bardzo suchej skóry, bezpieczny dla tej typowo alergicznej i, przede wszystkim skuteczny. Nie powoduje pieczenia, szczypania i innych niepożądanych efektów. Chroni skórę przed wysuszeniem i w jakimś stopniu także ją wygładza. 


Niezależnie od pory roku, skóra na moim ciele (pomijając twarz) jest normalna, ale wrażliwa. Nie przesusza się jakoś szczególnie, ale nie wszystkie produkty "przyjmuje" z ochotą. Jestem zaskoczona, że spotkanie z kumplem sprzed lat okazało się strzałem w dziesiątkę. Mimo upływu czasu (mniej więcej 7-8-letnim) jest nadal godnym polecenia produktem. Dba o moją skórę, łagodzi uczucie ściągnięcia przy nadmiernie wysuszonych miejscach (łokcie), a także zmniejsza dyskomfort. Nie jestem pewna czy przez te wszystkie lata nie zmienił się jego skład, ale to możecie ocenić, przeanalizować sami, jeżeli czujecie taką potrzebę:

694203 2 - SKŁADNIKI: aqua/water, paraffinum liquidum/mineral oil, glycerin, cyclopentasiloxane, elaeis guineensis/palm oil, petrolatum, butyrospermum parkii/shea butter, cetearyl alcohol, aluminum starch octenylsuccinate, acer saccharinum/sugar maple extract, allantoin, coco-glucoside, ammonium polyacrylodimethyl taurate, xanthan gum, disodium EDTA, imidazolidinyl, BHT, parfum/fragrance


Ja nie odnotowałam żadnych skutków ubocznych podczas stosowania tego balsamu. Polubiłam go na nowo, ale nie wiem czy do tego stopnia, by zrezygnować z innych, lubianych przeze mnie kosmetyków do pielęgnacji ciała. Być może będę stosować go na przemian z nimi, aby nie zapomnieć o jego istnieniu, rewelacyjnym działaniu i zapachu, który pozostał taki sam. :) Wszystko się okaże. W każdym razie, gorąco polecam, jeżeli nie mieliście z nim jeszcze do czynienia. Jestem pewna, że Wasza skóra Wam za to podziękuje. Zupełnie tak, jak moja. 

Zapraszam do dyskusji i do konkursu, który nadal trwa. :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Popularne posty:

Copyright © 2011- Agata bloguje