środa, lipca 02, 2014

BERRY CRUSH & DESIRE - LILY LOLO

O ile dobrze rozumuję - 'berry crush' oznacza zgniecioną, zmiażdżoną (ładniej brzmi - zmiksowaną) jagodę. Desire - pragnienie, pożądanie. Jestem skłonna przyznać rację temu, kto wymyśla te nazwy, że soczysta czerwień (chcąc, nie chcąc) bardzo kojarzy mi się z seksualnością. No, ale berry crush ma z jagodą tyle wspólnego, co ja z Bydgoszczą - niewiele. Tak czy siak, chcę Wam o tych pomadkach opowiedzieć. Na luzie, bez męczących myśli, biegnących w kierunku nauki i zbliżającej się obrony. Nareszcie. 



Produkty Lily Lolo dopiero poznaję. Jakiś czas temu miałam od nich przerwę, ale o tym opowiem Wam w najbliższym poście. Pomadki nie miały z tamtą sytuacją nic wspólnego, więc chętnie je Wam przedstawię. Jest co przedstawiać, wierzcie mi! Spójrzcie tylko na ich eleganckie kubraczki. Opakowania pomadek są świetne. Bardzo mi się podobają i dobrze prezentują. Minimalistyczne, eleganckie, matowe zewnątrz, świecące, mocno nasycone wewnątrz, są kosmetykami naprawdę godnymi uwagi.


Ich jakość jest adekwatna do ceny (48,90zł). Wysoki stopień pigmentacji, długotrwały kolor i blask, to trzy najbardziej charakterystyczne cechy obu pomadek. Desire jest soczystą czerwienią, przełamaną ciemnym różem. Widzę w niej odrobinę wina. Berry Crush to pomadka ciemna, mocno wpadająca w brąz. Trochę się zawiodłam, bo sugerując się tworem grafików marki, miałam nadzieję, że kolor będzie jednak bardziej jagodowy. Z obu szminek zdecydowanie bardziej polubiłam się z 'desire'. Berry Crush nie do końca pasuje do mojej urody, a ja sama nie czuję się w niej tak pewnie, jak w czerwieni.


Mimo wszystko, nie mogę odjąć pomadce Berry Crush tego, co przypisałam pomadce o wdzięcznej nazwie 'desire'. Obie są naprawdę dobrymi kosmetykami, tylko trzeba starannie i rozważnie dobierać ich kolory, jeżeli planujemy kupować drogą internetową. ;) To, jak kolor będzie wyglądał na naszych ustach jest stuprocentowo indywidualną kwestią i nie radziłabym sugerować się swatchami, dostępnymi na stronie producenta. Zresztą, oceńcie sami - na ostatnim zdjęciu przedstawiłam próbki kolorów, wykonane na dłoni.

Pomadki Lily Lolo na pewno posłużą mi długo. Są trwałe, nie wysuszają ust i nie podkreślają tego, co chcemy pozostawić niewidocznym. Są naprawdę dobre. Polecam i czekam na Wasze opinie, spostrzeżenia, komentarze. ;)



0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Popularne posty:

Copyright © 2011- Agata bloguje