środa, czerwca 04, 2014

JESTEM I PISZĘ O DOBRYM SZAMPONIE!

Jest późno, a właściwie wcześnie... (post opublikuje się automatycznie, podczas gdy sama będę prawdopodobnie liczyć procenty), ale tak się uparłam, że napiszę nowego posta, że stwierdziłam - nie będę spać. Trudno. ;) Jeżeli śledzicie mój INSTAGRAM, to na pewno wiecie skąd ta cisza na blogu. Mówiąc w telegraficznym skrócie: nie wiem za co się złapać, bo terminy na uczelni depczą mi po piętach. Blogowy zastój na pewno Wam wynagrodzę, ale musicie jeszcze trochę poczekać. Uwierzcie mi, tęsknię za pisaniem do Was co najmniej tak bardzo, jak za smakiem ogórków małosolnych zimą (naprawdę bardzo), ale nic nie mogę poradzić i doba, tak jak wczoraj ma tylko 24 godziny.


Dziś przychodzę do Was z postem, który miał pojawić się już dawno. Niestety, zbyt wiele innych produktów go wyparło i tak został biedak na końcu. Mowa o szamponie wzmacniającym Garnier Fructis Color Resist. Jeśli czytaliście post o tym, jak chciałam wrócić do farbowania włosów, to na pewno rozumiecie skąd szampon tego typu w mojej łazience. I kurcze, powiem Wam szczerze, że z tej mojej głupoty wyszło nawet coś pożytecznego. Okazało się, że moje włosy pokochały ten szampon od pierwszego mycia. Dziś już wiem dlaczego, ale po kolei...

Od dwóch lat nie farbuję włosów. Schodzę z bardzo jasnego blondu (a właściwie nie tylko...) do swojego naturalnego odcienia. Zmusiło mnie do tego znaczne wypadanie włosów i ich niezwykle zniszczona struktura. Moje włosy były suche, cienkie i coraz bardziej przerzedzone. Abstynencja od zabiegów fryzjerskich okazała się dla nich zbawienna. Niestety, pomimo wszelkich starań, spora część z końca moich włosów była przesuszona i psuła obraz zdrowej nasady. Żaden szampon bez pomocy odżywki nie radził sobie z (nadal) nienaturalnymi końcami. Garnier Color Resist pomógł im w okamgnieniu. W 80% wyeliminował problem przesuszonych końców, przyczynił się do wygładzenia ich i nadania im odpowiedniego blasku. Nie spodziewałam się aż tyle dobrego.


Zadowolona była również moja mama, która systematycznie farbuje swoje włosy. Obie uznałyśmy, że to jeden z lepszych szamponów marki Garnier, które kiedykolwiek miałyśmy okazję testować. Pozostałe serie szamponów Fructis nie sprawdzały się tak dobrze na naszych głowach. Ten nie tylko świetnie się z nimi dogadał, ale również fundował nieziemskie odświeżenie o naprawdę przyjemnym zapachu. Wyczuwam w nim coś z czereśni, ale tak serio - jestem teraz trochę niedysponowana i nawet kolory widzę inaczej, więc weźcie na to poprawkę. ;)

Garnier Color Resist ma długotrwale odżywić włosy i ochronić ich kolor. Ani ja, ani mama nie możemy wypowiedzieć się na temat tego drugiego aspektu, ale pod tym pierwszym jesteśmy się w stanie podpisać. Producent informuje nas na opakowaniu (uroczym skądinąd), że szampon zawiera olejek z winogron i jagody acai. Cóż... oba produkty są na bardzo dalekim miejscu w składzie. Tak czy siak, dobrze, że w ogóle są... ;) Kosmetyki do włosów Garnier nie należą do moich ulubionych tej marki, ale są wśród nich takie, które kocham i, do których wracam z ogromną przyjemnością. Gdyby nie to, że Color Resist ma problem z wydajnością, pewnie zostałby ze mną na dłużej. ;)

Jestem ciekawa czy znacie ten szampon i, czy tak, jak ja nie doceniliście początkowo jego możliwości. Dajcie znać co u Was słychać. Dajcie znać, że tu jeszcze zaglądacie. ;) 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Popularne posty:

Copyright © 2011- Agata bloguje