Znacie podkład, który ma poprawiać kondycję naszej cery? Ja nie znam. Serio. Może jestem starej daty, może coś ze mną nie tak, ale co jak co - nie potrafię uwierzyć, że podkład, puder lub inny kosmetyk typu, może naszej skórze pomóc. Podkład Better Skin Maybelline, to nowość, która według producenta została stworzona z myślą o walce z niedoskonałościami skóry. Podkład ten ma eliminować przebarwienia i inne niespodzianki, które mogą pojawiać się na naszych buziach. Podobno aż 78% kobiet potwierdziło skuteczność tego produktu. Czujecie się zaintrygowane? Przyznam szczerze, że chciałabym poznać przynajmniej połowę z tych 78% kobiet. Nie mogę uwierzyć, że tak wiele ankietowanych zauważyło jakąkolwiek zmianę w swojej cerze i z ręką na sercu przypisało ją właśnie podkładowi Better Skin. Żeby było jasne - zanim rozpoczęłam testy tego produktu, moja postawa była obojętna.
Nie sugerowałam się żadnymi opiniami, tym bardziej, że sama nie używam podkładów i moja cera po prostu nie jest do nich przyzwyczajona. Fakt, że ten podkład nie zrobił mojej skórze nic, jest ewidentnym plusem. Każdy inny, którego do tej pory stosowałam (nawet w przerwach od kremów BB/CC) przyczyniał się do ogromnych zmian w strukturze mojej skóry - tych negatywnych, rzecz jasna.
Chcąc przedstawić Wam jak najbardziej rzetelną opinię, pozwoliłam sobie zaciągnąć do testów kuzynkę. Jej zdanie niczym nie różni się od mojego. Obie uważamy, że to zupełnie zwykły podkład, który ani nie szkodzi, ani nie pomaga. W tej kwestii jest po prostu taki sobie. Jest jednak coś, co dyskwalifikuje go w naszych oczach: bardzo brzydko się utlenia. Jego pierwotny kolor jest dużo, dużo jaśniejszy niż ten, którego nosimy na twarzy później. Wydawać by się mogło, że kolor pięknie dopasowuje się do koloru naszej cery. Nic bardziej mylnego. Kilka minut później podkład wygląda tak, jakby był co najmniej dwa tony ciemniejszy. Nakładany gąbką, beautyblenderem, pozostawia nieestetyczne smugi i za nic nie chce wtopić się w naszą skórę. Aplikowany pędzlem, nie zakrywa niedoskonałości dostatecznie. Najlepiej współpracuje z dłońmi, ale tak czy siak - nie jest najlepiej. Trudno go stopniować i łączyć z innymi produktami. Za nic nie chce dogadać się z korektorami, a tych akurat odstawić na tę chwilę nie mogę (i chyba nie chcę).
Jego konsystencja jest, w moim przekonaniu, bardzo pudrowa, szorstka. Trudno byłoby nazwać ją aksamitną i przyjemną dla skóry. Już w trakcie nakładania podkładu na twarz, czuć że to raczej puder w płynie niż delikatny fluid. Mój odcień to 010 Ivory. Jego największą wadą jest to, że łączy w sobie mnóstwo różowych odcieni. Mojej skórze to nie pasuje. Nie wygląda i nie czuje się w nim dobrze. Zresztą, trudno mi uwierzyć, że jakakolwiek skóra wyglądałaby dobrze po użyciu tego kosmetyku. Nie chcę generalizować, ale za każdym razem, gdy sięgam po ten podkład (nieistotne czy nakładam go na swoją skórę, czy czyjąś), jestem niezadowolona z efektu i zmywam wszystko zanim wykonam resztę makijażu.
Mówiąc zupełnie poważnie: nie wiem co zrobić z resztą tego podkładu. Najprawdopodobniej wyląduje w koszu. Nie lubię niczego marnować, ale w tym przypadku naprawdę nie mam pomysłu na alternatywne wykorzystanie. Jestem ciekawa czy Wy znacie ten kosmetyk. Może macie lepsze zdanie od mojego?
0 komentarze:
Prześlij komentarz