W listopadzie pisałam Wam, że promocja w SuperPharm skusiła mnie do kupna fizjologicznej pianki do mycia twarzy z La Roche-Posay. Wtedy też wiedziałam, że muszę być systematyczna w używaniu tego produktu, aby jak najszybciej o nim napisać. Dziś wiem, że wcale nie musiało tak być, bo pierwsze efekty (pozytywne i negatywne) zauważyłam bardzo szybko - dosłownie po kilku pierwszych myciach. I jedne, i drugie utrzymały się do teraz. Za każdym razem, gdy używam tego produktu, moje odczucie jest takie, jak przedtem.
To, co lubię w tej piance, to przede wszystkim: wydajność i przyjemny zapach. Odpowiada mi jej opakowanie, a ukochana przeze mnie pompka sprawdza się w tym przypadku idealnie. Pozwala nanieść odpowiednią ilość produktu na dłoń, przy czym zaznaczam, że ilość pianki, jaką zyskujemy jednym naciśnięciem pompki wystarcza do dokładnego umycia całej twarzy i okolic. To, czego nie lubię w tym produkcie, to fakt, że jest zbyt intensywny dla mojej wrażliwej cery. Teoretycznie, przeznaczony dla tego rodzaju cer, praktycznie - nie do końca. Uczucie ściągnięcia, napięcia skóry, towarzyszy mi po każdym użyciu tej pianki, co powoduje, że muszę używać go na zmianę z innym kosmetykiem do pielęgnacji twarzy.
Mimo wszystko, wiem na pewno, że to w jakim stanie jest teraz moja cera, to przede wszystkim zasługa pianki (i tego, że nie używam żadnych podkładów). Nie narzekam na nadmiar sebum, mam coraz mniej zaskórników i coraz rzadziej psioczę, że wyglądam jak nastolatka w okresie dojrzewania. Jasne, zdarza się, że moja skóra nie wygląda tak, jakbym sobie tego życzyła, ale już do tego przywykłam i stwierdziłam, że trzeba cieszyć się z tego, co się ma. :) Pianka już ledwo zipie, zostało jej niewiele. Na razie nie planuję ponownego zakupu, ale kiedyś wrócę do niej z pewnością.
Mimo wszystko, wiem na pewno, że to w jakim stanie jest teraz moja cera, to przede wszystkim zasługa pianki (i tego, że nie używam żadnych podkładów). Nie narzekam na nadmiar sebum, mam coraz mniej zaskórników i coraz rzadziej psioczę, że wyglądam jak nastolatka w okresie dojrzewania. Jasne, zdarza się, że moja skóra nie wygląda tak, jakbym sobie tego życzyła, ale już do tego przywykłam i stwierdziłam, że trzeba cieszyć się z tego, co się ma. :) Pianka już ledwo zipie, zostało jej niewiele. Na razie nie planuję ponownego zakupu, ale kiedyś wrócę do niej z pewnością.
0 komentarze:
Prześlij komentarz