Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jakie kolory dominują w Waszych szafach? Ja nigdy. Kupuję to, co w danym momencie wpada mi w oko. Nie przywiązuję wagi do koloru, jeżeli uważam, że wyglądam w czymś dobrze. Na przekór stylistom i tym, którzy "czują modę" bardziej niż ja, muszę przyznać, że w mojej szafie dominują cieliste kolory. Biel, beż, szarości, delikatne brązy. Czerń też się znajdzie, jasne. Jak przystało na małą dynię, muszę czasem wbić się w coś, co optycznie wyszczupla.
Właściwie, byłam pewna, że moja szafa pełna jest ciemnych ubrań. Sama nie wiem skąd to przekonanie. Przecież na co dzień nie chodzę ubrana zbyt ciemno. Czy to oznacza, że jestem 'ałtfitowym' ignorantem? Cóż, nie mnie to oceniać. Bądź, co bądź... dobrze jest czasem zrobić porządek w szafie. ;) Zawsze, gdy pomaga pies i kuzynka, jest łatwiej. Dużo łatwiej. Pluto liczy na jakąś przekąskę po wspólnym sprzątaniu, Ola na babski wieczór. Niech im będzie. Kocham oboje. ;)
No, ale może wróćmy do tematu (czasem pozwalam sobie na niewiele wnoszące dygresje, wybaczcie). Kolorystyka moich ubrań nie gra dla mnie roli, ale nie raz zdarzyło mi się powiedzieć komuś: ładnie ci w tym/tamtym kolorze. Moja mama pięknie wygląda we wszystkim, co miętowe. Mojego mężczyznę kocham w bieli. Może sobie też powinnam zrobić jakąś analizę kolorystyczną?;) Nie, raczej nie. Nawet jeśli analiza wykazałaby, że powinnam pomykać w zieleni, to chyba nigdy nie pozwoliłabym sobie wyglądać jak liść, czy pietruszka. Nie moje klimaty, ale nie krytykuję.
Swoją drogą, zawsze będę podziwiać (za odwagę) te kobiety, które potrafią ubrać żółte, zielone, białe (etc.) rajstopy, i wyglądać przy tym naprawdę świetnie. Ja zrobiłabym sobie krzywdę. Naprawdę dużą. Z dwojga złego, wolę chyba jednak moje białe bluzki. Jestem ciekawa, jakimi kolorami na co dzień Wy siebie przyodziewacie. Jak bardzo jest to dla Was istotne? :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz